23 maja 2015

Prolog


Megalomani z Beverly Hills, czyli o zepsuciu młodzieży z Beverly High School.

Młodzież z Beverly Hills, jednej z najbogatszych dzielnic Los Angeles, brana jest za najbardziej snobistyczną i niewychowaną część społeczeństwa. Zwłaszcza ci, którzy dosłownie już w dniu urodzin przypisani zostali do najbardziej prestiżowych szkół, z marszu wrzuceni zostają do ogromnego worka z napisem "megalomania". Licea w Beverly Hills tworzą elitarne grupy, przy czym nie zdarza się zbyt często, by uczniowie jednej placówki identyfikowali się w jakikolwiek sposób z uczniami innej, konkurencyjnej. Dzieciaki, które uczęszczają do Beverly High School za wszelką cenę próbują być idealni, żeby tylko nie zakłócić narzuconego już przez poprzednie pokolenia porządku dziennego.

Dla uczniów ze szkół „mniej prestiżowych", każdy należący do przysłowiowej „elity" człowiek jest dokładnie taki sam. Opisują ich jako „zadufanych w sobie nastolatków z napchanym portfelem". Ile jest w tym prawdy? Postanowiliśmy to sprawdzić, przeprowadzając wywiady z kilkunastoma uczniami z Beverly HS.

Pierwszą osobą, z którą rozmawialiśmy, była Laila Ryan, trzecioklasistka, która opanowała sztukę rozstawiania ludzi po kątach do perfekcji. Już po kilku zamienionych z nią zdaniach wiedzieliśmy, że dziewczyna idealnie pasuje do opisu przedstawionego powyżej. Niżej zamieszczamy kilka cytatów z wywiadu, które utwierdzą Was w tym przekonaniu [...]"

          - Stek bzdur - warknęła Laila, bez wahania rwąc artykuł na kilkanaście drobnych kawałków.

Towarzysząca jej brunetka zaśmiała się cicho. Według niej wszystko co zostało napisane w tym artykule, to prawda. Choć sama zaliczana była do grona tych snobów z liceum w Beverly, wcale nie czuła się urażona. Wreszcie ktoś odważył się uchylić rąbka tajemnicy tematu tabu, jakim była elita.

          - I co cię tak śmieszy? Przecież on przekręcił wszystkie moje słowa! Wybrał to, co mu najbardziej pasowało - dodała z oburzeniem, wrzucając pozostałości szkolnej gazetki do kosza na śmieci. 

Christina Martin pokiwała tylko głową, po czym oparła się plecami o szafki stojące w rządku przy ścianie. Drwiący uśmiech nie znikał z jej malinowych ust, na których zawsze znajdowało się trochę bezbarwnego błyszczyka. Czarne oczy dziewczyny spoczęły na osobie, stojącej po przeciwnej stronie holu. Skoro ona dostrzegła już szefa piszącego do szkolnego brukowca, to i Laila mogła za chwilę zwrócić na niego uwagę. Chłopak odważył się obrzucić ją błotem na łamach szkolnej gazety. Jego reputacja mogła zostać zniszczona w kilka sekund, jeżeli tylko jej przyjaciółka się na to zdecyduje. Ciekawe, czy robi to na nim jakiekolwiek wrażenie, pomyślała.

          - Czy ty też widzisz tego idiotę? - Tak jak się spodziewała Christina, Laila szybko odnotowała obecność wroga. - On nie ma już życia w tej szkole, jest skończony - warknęła szatynka, odwracając się do niego plecami. 

Z determinacją wymalowaną na twarzy, zaczęła przekładać z miejsca na miejsce wszystkie książki. Dziewczyna nienawidziła bałaganu. Sprawiał, że nie mogła się na niczym skupić.

          - Proszę cię, nie przesadzaj. To tylko jeden durny artykuł. Myślisz, że ktoś w szkole w ogóle to jeszcze czyta?

          - Oczywiście, że tak. Gdyby było inaczej, to nawet by tego nie wydawali, bo i po co. 

          - Nieważne, zrobisz co zechcesz, jak zwykle zresztą - westchnęła Christina. Znała Lailę prawie że na wylot, wiedziała jakiego zachowania spodziewać się po dziewczynie w sytuacjach takich, jak ta. Wiedziała również, że nie ma za dużo do powiedzenia, bo jakkolwiek próbowałaby odwieść przyjaciółkę od wybryków ona i tak postawiłaby na swoim. - Idziesz na zajęcia? - zapytała, zmieniając temat. 

          - Raczej nie. Nie lubię historii sztuki. Widzimy się na angielskim - odpowiedziała, praktycznie nie wyciągając głowy z szafki.

Brunetka wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę sali, w której miały odbywać się lekcje. Beverly High to jedna z największych szkół w dzielnicy. Zdecydowanie biła rekordy w ilościach sal, a gdyby ktoś urządził konkurs na „najbardziej przypominające labirynt korytarze", to zdecydowanie zdobyłaby pierwsze miejsce. Łatwo było się zgubić, jeśli nie znało się planu szkoły. 

Zadzwonił dzwonek.

Większość uczniów w ekspresowym tempie zniknęła z korytarzy, pozostawiając Lailę samej sobie. A przynajmniej tak wydawało się szatynce, dopóki nie usłyszała za sobą męskiego, dość dźwięcznego głosu.

          - Przepraszam?

Niski chłopak o blond włosach odezwał się nieśmiało w kierunku wysokiej szatynki, która wciąż zajmowała się porządkami. Odwróciła się na pięcie, obrzucając nieznajomego zaciekawionym spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka wyglądał na ciamajdę, dlatego uśmiechnęła się drwiąco pod nosem i bez żadnej odpowiedzi wróciła do swoich zajęć.

Mimo wszystko zaczęła się zastanawiać, czy wciąż byłaby tą, do której zwróciłby się blondyn, gdyby wokół znajdowało się więcej osób. Po krótkim namyśle doszła do wniosku, że tak. Chłopak musiał być nowy, pewnie nie słyszał jeszcze o opinii, jaką posiadała. Nie należała do najgrzeczniejszych osób w szkole. Nie spędzała każdej wolnej chwili nad książkami, jak część jej przyjaciół, którzy przykładali tak dużą wagę do wyników na sprawdzianach. Zdarzało się, że w ciągu tygodnia „brała wolne", czyli najzwyczajniej w świecie lubiła wagarować. Spotykała się również z chłopakami, których imion lepiej nie wspominać. Typowi bad boye, każdy z nich uważał siebie za króla szkoły.

Co w nich widziała? Zupełnie nic. Umawiała się z nimi tylko dla podtrzymania swojej reputacji. Dzięki takim tępym osiłkom, inni bali się z nią rozmawiać. Posiadała takie kontakty, że nikt nie śmiałby zrobić jej krzywdy. Ten idiota z gazetki szkolnej powinien zacząć się martwić, bo to, co planowała Laila, nie było zwykłym rozsiewaniem przykrych, dziecinnych ploteczek.

Wracając do nowego w szkole blondyna, Laila sądziła, że gdyby przeczytał artykuł napisany przez Conora zrozumiałby, że szatynka jest zwykłą snobką i nie ma co szukać u niej pomocy. Miała ochotę zaśmiać się pod nosem. Może i zapracowała w jakiś sposób na swoją niekoniecznie dobrą reputację. Ale żeby ktoś z premedytacją stawiał ją w tak złym świetle, opowiadając historie wyssane z palca? To już było dla niej za wiele. Gdyby Conor miał podstawy do nazywania jej egoistką, nie czepiałaby się go. Tyle że chłopak naprawdę zrobił wszystko, dosłownie wszystko, by wyszło na to, że to uczniowie Beverly są megalomanami (choć, nawiasem mówiąc, sam się od nich nie różnił).

W końcu co z tego, że nie lubiła się uczyć? Albo, że wagarowała? Szkoła nie była dla niej najważniejsza i tyle. Ci, którzy znali ją bliżej wiedzieli, że Laila najwięcej czasu spędzała na szukaniu miłości. Dla niej cała gadka o tym, że „miłość przyjdzie z czasem" była stekiem bzdur. Zresztą, na co miała czekać, skoro mogła mieć prawie każdego w szkole? Chłopcy z chęcią się z nią umawiali. I nie chodziło wcale o to, że była łatwa, bo tak naprawdę nie była. Może dlatego przyciągała uwagę każdego napotkanego na jej drodze faceta? Wydawała się nie do zdobycia, co sprawiało, że ustawiali się w kolejce, by tylko spróbować szczęścia. Tylko, że Laila była wybredna. I nie szczędziła niemiłych słów, gdy któryś z adoratorów jej się nie spodobał. Zwłaszcza, że często najpierw oceniała okładkę, a dopiero później mierzyła się z tym, co znajdywało się w środku.

I tym razem najpierw przyjrzała się dokładniej blondynowi. Jego wygląd nie przypadł jej do gustu. Mocno zarysowana linia szczęki, spory, zbyt prosty nos, usta zaciśnięte w cienką linię i te spiczaste uszy... Kompletnie nie w jej stylu.

          - Czy mogłabyś mi pokazać gdzie jest sala od historii? Już i tak jestem spóźniony, a...

          - Przepraszam, ale nie mam czasu - rzuciła oschle, po raz kolejny przestawiając z miejsca na miejsce tę samą książkę. 

Była zdenerwowana, zawiedziona i może nieco zaskoczona dzisiejszymi wydarzeniami. Co jak co, ale nie spodziewała się, że Conor może jej aż tak nienawidzić. Zważywszy na to, że kiedy się umawiali prawił jej komplementy i uważał za bóstwo. Nigdy nie powiedział o niej złego słowa, stąd chody w gazetce i częste wywiady, w których pojawiało się jej nazwisko. Tym razem wszystko się zmieniło. Dlaczego?

To głównie przez sprawę z Conorem nie miała ochoty na rozmowę z nowym. Nie chciała w ogóle się odzywać, bo bała się, że jej głos najzwyczajniej w świecie zacznie drżeć, a tego nienawidziła nawet bardziej jak nieporządku we własnej szafce. Nie lubiła okazywać słabości. Nigdy i nikomu.

Laila pod wpływem impulsu wyjęła z szafki podręcznik do historii sztuki. Wcześniej nie miała zamiaru zjawić się na zajęciach, ale z drugiej strony... tam na pewno mogła liczyć na spokój. Nauczycielka wiedziała, że zadawanie jej pytań nie jest dobrym pomysłem. Jaki w tym sens, skoro dziewczyna i tak nie miała pojęcia co się dzieje na lekcji?

          - Ale... to ci zajmie tylko sekundę - zawołał za nią, na szczęście dla niej, nie ruszając się z miejsca. Nie przystanęła, nie zwolniła kroku, po prostu szła przed siebie, jak gdyby słyszała tylko szum wiatru, a nie nawoływania nieznajomego. - Chociaż powiedz, w którym miejscu się znajduje - dodał po chwili.

Pierwszy raz od dawna, coś podpowiedziało jej, by jednak zwrócić na kogoś uwagę i... pomóc. Nie wiedziała, co konkretnie ją do tego skłoniło. Nie zastanawiała się nad tym jednak zbyt długo, po prostu rzuciła mu odpowiedź, wchodząc po schodach. Jak gdyby nigdy nic.

          - Drugie piętro, na historię w lewo, a historię sztuki w prawo.

Choć zasada była taka, że nowym się nie pomaga, to jej nie przeszkodziło w pobieżnym wskazaniu drogi. W sumie zawsze lubiła łamać zasady. Wtedy najwięcej o niej mówili i to w sposób, w jaki chciała, by mówiono. Miała poczucie kontroli, które tak bardzo uwielbiała.


*

Prolog troszkę nudny, ale tak miało być. Poprawiony, przeprawiony. Zaczynamy od nowa, tym razem na poważnie. Żadnego zawieszania, odchodzenia, koniec z tym. Przepraszam, jeżeli kogoś nim zawiodłam, bo spodziewał się fajerwerków na starcie. To tylko wstęp, zwykły szkic, który będzie stanowił dla mnie podstawę do dalszych rozdziałów. Zapoznaliście się mniej więcej z Lailą Ryan. No i oczywiście z sytuacją w liceum w Beverly. Oczywiście to wszystko to moje wymysły, o czym mam nadzieję będziecie pamiętać :)
Pozdrawiam serdecznie i widzimy się przy bardziej porywającym (I hope so) rozdziale.


Love,
Martis.